you-know-who you-know-who
12474
BLOG

42. Rońdagate, albo kuplet smoleńskich kłamców

you-know-who you-know-who Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 360

 

 


 

 

CO  WYDARZYŁO  SIĘ  W  SMOLEŃSKU?

Czasem nieznajomi pytają skąd wiem, co się stało w Smoleńsku; czy był wypadek czy ukrywane przez rząd wybuchy (to taki eufemizm na zamach, którego wytropienie obiecał, jak pisała w lipcu 2010r. Rzeczpospolita, pan A. Macierewicz). 

Specjalistom od aerodynamiki i ośrodków ciągłych nie da się wcisnąć łatwo historyjki o tym, że garnek ściskany osiowo zachowuje się jak keson skrzydła w zderzeniu z masywnym pniem drzewa, zatem samolot  "nie miał prawa", jak mówi prof.  Binienda, rozpaść się w zderzeniu z nierównym terenem błotnistego lasu. Ani że samolot mógł zostać zdetonowany na wysokości 50-60 m (to eskalacja porzedniej wersji tego samego kłamstwa o "obezwładnieniu na 15 metrach"). Nie można ich też przekonać, że potem ten samolot zaczął odkręcać się w połowie, jak długopis (co jest pomyslem dr. Szuladzinskiego), ani że po wybuchu (przepraszam: już teraz po "co najmniej 3 wybuchach") jął kosić lasy podążając jeszcze ok. 1000m do miejsca ostatecznego spadku. O ile wielomilionowa publiczność ma zrozumiałe trudności z orzeczeniem które scenariusze katastrofy są możliwe fizycznie, a które są fałszywą fizyką smoleńską, o tyle naukowcy mają tu sporą przewagę. Jedyny problem, to jak przystępnie wytłumaczyć dlaczego powyższe scenariusze pseudoekspertów klubu sejmowego Macierewicza są błędne, gdyż urągają m.in. zasadzie zachowania pędu. (Ta prosta zasada sformułowana już przez Galileusza, a teraz znana jako 1. prawo dynamiki Newtona, jest z bliżej nieznanych mi powodów szczególnie trudna do opanowania przez wielu inżynierów zespołu A.M.).

Tak opisałbym krótko to skąd wiem, że wybuchy namolnie wciskane publiczności polskiej przez klub Macierewicza są urojeniem. Zrobiłem prostą ocenę wytrzymałości drzewa i skrzydła, jak i dynamiczną rekonstrukcję lotu w półbeczce z urwaną na tym drzewie końcówką lewego skrzydła. Stąd wiem, co się stało - skrzydło zostało przecięte na brzozie i samolot schodząc z kursu zrobił nieuniknioną i nieodwołalną półbeczkę. To zgadza się wg mnie wręcz fantastycznie dobrze z danymi powypadkowymi opisanymi w raportach MAK i KBWLLP: gdzie jakie drzewo zostało przycięte, pod jakim kątem, jak długo samolot leciał i gdzie, a także w jakim ułożeniu w końcu spadł na ziemię.  To mało kontrowersyjne obliczenia fizyczne, korzystające z dosłownie paru danych z rejestratorów wypadkowych (gdyż jakoś te obliczenia trzeba realistycznie rozpocząć), a potwierdzające mnóstwo (dziesiątki)  danych z późniejszego okresu lotu, z których symulacja już nie korzysta tylko z nimi jest porównywana. Te obliczenia dodatkowo, jak się okazało, zgadzają się doskonale z zapisem dźwięku na taśmie cockpit voice recordera (CVR, magnetofonu zapisującego dżwiek w kabinie pilotów i korespondencję radiową słyszaną w słuchawkach). Z dokładnością do drobnego ułamka sekundy wiem, kiedy samolot uderzył w kilka kolejnych kęp drzew przed feralną brzozą na działce Bodina, kiedy uderzył w samą brzozę (tak, bardzo łatwo odnaleźć ją w nagraniu), kiedy przelatywał nad ul. Gubienko a kiedy nad szosą Kutuzowa, i tak dalej. 

Tyle wiem ja. A inni? Jeszcze więcej, gdyż to oni mają wszystkie dowody z dochodzeń: prokuratura, kiedyś duża cywilno-wojskowa komisja, a dziś cywilny zespół Laska. Wiedzą, co się stało nie tylko stąd, że są sami lub konsultują się z naukowcami i inżynierami o sporym doświadczeniu w lotnictwie i w badaniach katastrof lotniczych,  ale też po prostu - z dowodów rzeczowych, które mają priorytet nad obliczeniami i rekonstrukcjami. Nota bene, rekonstrukcji wrakow w historii lotnictwa było tylko kilka i to tylko częściowych, tylko wtedy gdy coś bardzo niedobrego stało się nagle na dużej wysokości i zapisy czarnych skrzynek były albo zagubione, zniszczone, albo całkiem niejednoznaczne.  W przypadku, gdy samolot był całkowicie sprawny przed uderzeniem w przeszkody terenowe (tzw. CFIT), rekonstrukcja jako zbędna strata czasu nie była robiona (zob. np. wytyczne ICAO). Jeśli będziecie rozmawiać z konsultantami Macierewicza twierdzącymi inaczej, to zapytajcie ich czy nawet w najdokładniejszym badaniu wypadku nad Lockerby zrekonstruowano cały samolot czy tylko część kadłuba. Oni twierdzą, że zawsze się rekonstruuje i to cały samolot. To oczywiście nieprawda. 

Zespół Laska, na podstawie faktów zebranych w śledztwie KBWLLP, doskonale ostatnio kontruje dezinformację i pustosłowie zespołu parlamentarnego Macierewicza, pokazując niektóre dowody nam wszystkim: na przykład fotografie skrzydła w którym utkwiły drzazgi brzozy i brzozy, w której utkwiły fragmenty blachy skrzydła.  To nieoceniona pomoc dla tych, ktorzy pytają "skąd wiecie?". Szczerze mówiąc, podziękować możecie za to głównie im samym. Bez starań dr. Laska, jego kolegów i koleżanek, zniecierpliwionych atakami na ich dobre imie pod koniec 2012 r., nie wiem ile czekalibyśmy wszyscy na cud ze strony rządu RP. Czekać i nie robić nic z rosnącym wrzodem teorii spiskowych tak długo, to nie był dobry pomysł. Według mnie, ZL i inne inicjatywy powinny były powstać już cały rok wcześniej.

 

"ROŃDAGATE"  - NIEOCZEKIWANE ŹRÓDŁA WIEDZY

To, że ZP tonie już we własnych nonsensach i potyka się o własne nogi, że produkują samosprzeczne i niepotwierdzone najmniejszymi dowodami rzeczowymi hipotezy zamachowe, to jest dla prawdziwych inżynierów i naukowców całkiem jasne. Tu dochodzimy do punktu absolutnie zasadniczego i pasjonującego. Czy oni wierzą w to, co mówią, bo są nieświadomi i niekompetentni, czy cynicznie oszukują?  To chyba jedyna prawdziwa zagadka związana z tym zespołem.  

Kiedyś myślałem, że wierzą w to, co mówią, bo sami się oszukują. Na przykład, kiedy poza wizją w TVP1 zapytałem prof. Rońdę dlaczego powtarza nonsensowną tezę, że liczne małe odłamki na miejscu katastrofy lotniczej automatycznie dowodzą wybuchu - czy zapoznał się z autentycznymi wypadkami, czy przeczytał chociaż jeden raport narodowej komisji badania wypadków komunikacyjnych w USA (NTSB)? Odpowiedział, że nie. Nie było mu to potrzebne, wystarczyła jego wiedza w zakresie mechaniki wybuchów i zdjęcia ze Smoleńska (to samo powiedział kiedyś dr inz. Szuladziński, inny konsultant). Kuriozalne to mniemanie i mało mające wspólnego z kompetencją. W omawianym programie, próbował bezsensownie powoływać się na stosunek kinetycznej energi całkowitej TU-154M 101 do energii cięcia skrzydła, jakby to nie było głównie lokalne zderzenie części tych obiektów, ale i to mu nie wyszło! Przytoczył wartość około miliona, powtarzał to później i w sejmie niedawno, podczas gdy poprawna wartość, zgodnie z jego własnym schematem obliczeń to tylko ~1000. Tysiąckrotna różnica.  Te wpadki zasugerowały mi właśnie ową błędną odpowiedź na zasadnicze, wytłuszczone powyżej, pytanie. Jest inaczej i prościej.

Pomocy we właściwej odpowiedzi udzielił wczoraj nieoczekiwanie i dobrowolnie sam prof. Jacek Rońda. Okazuje się, że cynicznie oszukiwał. Stwierdził w wywiadzie dla TV Trwam, że (parafrazując, ale super wiernie oddając istotę tego, co powiedział): manipulował on opinę publiczną, kłamał, albo jak sam mówi grał, blefował, a w połączeniu z tym co wiemy o jego zeznaniach w WPO w maju br., także podawał prokuraturze wojskowej pod przysięgą fałszywe informacje o istnieniu rzekomych dowodów w sprawie katastrofy smoleńskiej. Kto ma silne nerwy niech słucha sam tego wywiadu  tutaj. Nota bene, czy prowadził ten wywiad ksiądz? Mam nadzieje że nie, gdyż wiadomość o kłamstwie nie przeraziła go ani nie wzburzyła. 

Byłem osobą, z którą Rońda debatował w tamtym pamiętnym programie TVP1 dnia 8. kwietnia br., prowadzonym przez red. Piotra Kraśko, który nota bene był na miejscu katastrofy w kwietniu 2010 r., a przy okazji - ma też wiedzę lotniczą. Okazją do debaty była nieco kontrowersyjna projekcja, bo na równych prawach, dwóch filmów: propagandówki o wybuchach w tupolewie PLF 101 produkcji pani Anity Gargas i komercjalnie uproszczonej i upiększonej opowieści o wypadku lotniczym na podstawie oficjalnych raportów, produkcji National Geographic. Wiem więc o Rońdagate jeszcze więcej niż Wy, ktorzy jak milion czy dwa miliony innych widzów siedzieliście po drugiej stronie kamery. Widzieliśmy wszyscy, jak profesor wyciągał puszkę po piwie jako dowód na sposób zniszczenia tupolewa, plus jakieś wykresy mówiące wg niego, że samolot nigdy przenigdy nie obniżył się [w jednym kawałku] poniżej wysokości 100 m nad terenem. Nad terenem - a może nad pasem startowym? To nie zostało wyjaśnione na wizji, a trochę szkoda, bo w trakcie wyświetlania filmów, które wszyscy trzej już znaliśmy, rozmawialiśmy i okazało się, że prof. Rońda nie do końca rozumie lotnicze wyrażenia "nad terenem" (AGL, above ground level)  oraz nad średnim poziomem morza (MSL, above mean sea level). Promieniując, stwierdził że niedługo ZP ujawni istnienie zapisu tajemniczego urządzenia o nazwie MSL, mierzącego tę drugą wysokość. Coś źle zrozumiał rzecz jasna. Dla porządku przypomnę, że TAWS w komunikacie #38 zapisał wysokość 42 ft RW (z radiowysokościomierza) czyli ok. 12.5 m AGL. Wysokość ta jest niesprzeczna z wyliczoną przez moją i in. symulacjami dynamicznymi, choć znaczny przechył samolotu w tym miejscu czyni ją niepewną. Problem jakoby niezgodnego z tym zapisu o MSL (nie 'zapisu MSL o wysokości') wspomniany przez profesora został wydumany w kręgach ZP - tzw. eksperci twierdzą że  wysokośc samolotu wynosiła 36 m AGL, nie rozumieją bowiem jakie są standardowe błędy pomiaru wysokości przez różne urządzenia. Odrzucali zawsze na korzyść niepewnych pomiarów wysokościomierza ciśnieniowego najdokładniejszą wartość z RW. Nie pasowała zapewne do hipotezy lotu wysoko ponad brzozą Bodina.  

Ani zaraz po emisji programu, ani do wczoraj nie atakowałem profesora, uważałem go za sympatycznego pana, mimo, że nie mogłem się w pewnej chwili na wizji powstrzymać od uśmiechu słysząc to, skąd czerpał swą wiedzę: z... bazaru w Rosji! Zapytany, Rońda odmawiał podania szczegółów. Robił niejasne aluzje do służb wywiadowczych wielu krajów, nie tylko Polski i Rosji - tego do dziś nie pojąłem, ale okazało się to niepotrzebne. Jak wczoraj przyznał, dokument który pokazywał w TVP1 był nic nie warty, był blefem, fałszywką. Miał tylko w "nieoczekiwany sposób" zaprzeczyć faktom ustalonym przez dwie komisje badania wypadków lotniczych, bo panu Rońdzie ich wnioski nie odpowiadały. Dlaczego nie? Gdyż Rońda wierzy w zamach i zamach chciał kłamstwem podeprzeć. Taki malutki żarcik z wyprowadzeniem w pole milionów widzów tego pamiętnego wieczora, także rodzin zmarłych, dwa dni przed 3cią rocznicą strasznej katastrofy. Taki.. maleńki taniec na trumnach. Był, pamietam, artykuł w Przeglądzie Lotniczym i komentarz redakcyjny wprowadzający do obiegu jednostkę strumienia kłamstw na minutę im. profesora, nawet oznaczenie było zaproponowane: 1 Ro = 10 kłamstw na minutę. Pana Rońdę brać lotnicza nazwała łże-profesorem. No cóż, ja nadal zaliczałem to na poczet zwykłej niekompetencji i nie komentowałem. 

Teraz nie wypada mi dłużej milczeć. Udając że nic się nie stało, zostałbym w pewnym stopniu kłamcą, a tego jeszcze nikt, nawet największy kłamca smoleński (o którym poniżej) nie może mi zarzucić. Naukowcem, profesorem szanującej się uczelni, człowiekiem szukającym prawdy i kształcącym innych w metodach jej odkrywania, nie może być kłamca. To tak, jakby lekarz był gwałcicielem albo strażak piromanem. Naukowcy mylą się co dzień - mylą się bo są niedokształceni, albo mylą się bo podświadomie tak bardzo chcą potwierdzić jakąś ulubioną hipotezę, że odrzucają pewne informacje jako bezsensowne. Tak jak piloci - popełniają błędy. Ale nie rozmyślnie. Tu mówimy o łgarstwie z premedytacją i to nawet dokładnie wyjaśnionym: Rońda mówi, że chciał sobie z nas wszystkich zażartować czy poblefować. Czuję się tym łgarstwem Rońdy osobiście zniesmaczony, jako ten człowiek, z którym miał uczciwie debatować. Żegnając się w kuluarach uścisneliśmy dłonie, życząc spotkania na jakiejś konferencji naukowej. Teraz o przyszłych debatach ze mną może ten pan zapomnieć. 

W istocie, nie wiem jak tam z prokuraturą wojskową, bo oni już sami będą wiedzieli najlepiej czy machnąć na niego ręką czy oskarżyć z kodeksu karnego i postarać się wsadzić za kratki. Gdyby to ode mnie zależało, zrobiłbym to pierwsze. Ale tu chodzi też o integralność i wiarygodność uniwersytetów. Każdy uniwersytet ma komórkę zajmującą się uczciwością swych pracowników i ta powinna rozpatrzyć sprawę Rońdy i jeśli uzna za stosowne, zastosować odpowiednie sankcje. Niech będą nawet symboliczne, ale absolutnie skandaliczne byłoby nie zastosować ich. Wiemy, że rektor AGH już zdystansował się od "badań" smoleńskich profesora, jakby coś już wcześniej wyczuł. Zrobił, jak widać, bardzo bardzo słusznie. 

 

KUPLET KŁAMCÓW SMOLEŃSKICH

Co mają ze sobą wspólnego panowie Rońda i Macierewicz? Dlaczego słyszę ich w kuplecie i to kuplecie kłamców? vimeo.com/channels/fizykasmolenska 

 Z zeznań Rońdy w prokuraturze wojskowej (jest niesłychanie łatwo rozpoznać, które z 3 zeznań opublikowanych anonimowo przez prokuratora referenta WPO jest jego zeznaniem) wynika, że do programu telewizyjnego 8.04.10 przygotowywał profesora pan Macierewicz - dał mu dokument lub "dokumenty z Rosji" i po programie je odebrał. 

To zgadza się z moją wiedzą o tym, jak w dużym pośpiechu, niemal ostatniego dnia, wybierani i zapraszani byli do studia rozmówcy.  Formułę programu zmieniano w ostatniej chwili. Sądzę, że zwrócono się do zespołu parlamentarnego o pilne zasugerowanie takiej osoby, która reprezentowałaby najlepiej stronę drugą, negującą wyniki prac komisji badania wypadków. Macierewicz, co rzuca się w oczy, jest postacią tak totalnie dominującą w jego klubie, że to z pewnościa on wyznaczył osobiście taką osobę - prof. Rońdę.

[A.M., mimo to, że nie ma jako mgr historii i polityk właściwej wiedzy technicznej, przyznaje coraz częściej samemu sobie rolę prelegenta na konferencjach prasowych. To człowiek renesansu.  To tak, jak ja bym zrobił w sejmie prelekcję na temat polityki fiskalnej za rządów Donalda Tuska. Ale cóż się dziwić, skoro profesor Rońda też jest według siebie człowiekiem-orkiestrą. Powiedział w TV TRWAM o swojej wolności w sprawie tematów badań:  "Mogę się np. zajmować jako termodynamik populacją pingwinów na Hawajach i ich zmianą na skutek polityki kadrowej pana Tuska, czyli po prostu wszystkim". Zapomniał dodać "jeśli tylko zrobię to naukowo", ale prowadzący program podratował go w porę.]

To co opisałem wyraźnie wskazuje na wiedzę Macierewicza o planowanym oszustwie w TVP1, o tych niebyłych rewelacyjnych dowodach, które w końcu spowodowały wezwanie do zeznań w WPO obu panów. Drugie wskazanie na to, że pan poseł jest pospolitym kłamcą, mam z mojego osobistego "zapraszania" mnie w czerwcu 2012 r., opisanego w artykule polskiej wikipedii o Artymowiczu. Pan Macierewicz sugestywnie kłamał i to w przerażająco spokojny i profesjonalny sposób.  Kłamał w żywe oczy, w małej i nieważnej zupełnie dla katastrofy smoleńskiej sprawie Artymowicza.  

Wystapił z briefingiem prasowym w sejmie, poświęconym w całości mej skromnej osobie. Karciana zagrywka? Gra w trzy karty. Chodziło o to, żeby udawać że się mnie zaprasza, a naprawę obrazić i zniechęcić do przyjścia na zebranie ZP, po czym ogłosić że zrejterowałem. Wszystko wtedy opisałem w tym blogu. Dziennikarka, która po usłyszeniu oskarżenia, jakoby tchórzę i uciekam przed jego ekspertami, ponieważ nie było mnie ani w tej czy tamtej salce parafialnej ani tej wynajętej na uniwersytecie w Białymstoku, logicznie zapytała Macierewicza, czy może potwierdzić, że zostałem zaproszony na ich prelekcje. Pan Macierewicz skłamał wówczas bez zmrużenia oka, że - tak, osobiście zapraszał; wymienił miejsca nawet. Jeśli szef zespołu d/s poszukiwania prawdy o katastrofie kłamie tak profesjonalnie w tak małej i nieważnej dla świata sprawie, to jakich kłamstw dopuszcza się w większej sprawie katastrofy? Mi takie zasady "cel uświęca środki" przypominają bolszewizm.

 

INNI AKTORZY

Premier Tusk nazywa cały ZP kabaretem Macierewicza. Można powiedzieć: niedyplomatycznie. Ma jednak wiele słuszności - popatrzmy jak cudnie grają inni aktorzy. Nie posunęli się na szczęście do zagrań tak szokujących, jak prof. Rońda. Ale...

Dr. Nowaczyk (KaNo) - wie doskonale od lata 2012 r., że współrzędne punktu TAWS #38 nie są, jak wymyślił początkowo, sprzeczne z fizyczną trajektorią tupolewa po urwaniu skrzydła. Wręcz przeciwnie, punkt ten leży w granicy błędu pomiarowego na trajektorii samolotu, a konkretnie jego anten GPS i radiowysokościomierza. Rownież dane o azymucie magnetycznym i o pochyleniu samolotu w TAWS #38 są jak najbardziej nie wymagające spisku. Nie przeszkadza mu to wpierać przy każdej sposobnej okazji, że z TAWS #38 jest dokładnie odwrotnie, co wg niego jest dowodem na wybuch. 

Prof. Binienda  - zaklina się od dawna, że nie może udostępnić input file (pliku wsadowego) do komercjalnego programu za kilkaset dolarow o nazwie LS-DYna, znajomość którego jest konieczna do sprawdzenia wyników badań. Dlaczego? W zależności od nastroju profesora, powodem ma być rzekomo konieczność otrzymania pozwolenia a to od NASA, a to od Univ. of Akron. Innym jeszcze razem mówi, że nie wolno mu przekazać danych wejściowych, gdyż musiałby dać zainteresowanym swój cały software LS-Dyna, co jest zabronione zgodnie z umową o sprzedaży. To wszystko nieprawda. 

Po drugie, Binienda też pokazywał fałszywki z Rosji! Materiały fotograficzne, tym razem naprawdę istniejace i zmanipulowane do celów poglądowych przez fotoamatora. Od kiedy profesor o tym wiedział? Z tego co wiem, od dawna. Zwracano mu bowiem na to uwagę już w czasie pierwszej konferencji (rok temu). Ukrywał też dane, gdy te nie pasowały do jego wyobrażeń - jak inaczej pojąć milczenie na temat katastrofy/eksperymentu samolotu DC-7 na poligonie testowym FAA/NASA w latach 60-tych. Było o tym głośno w salonie24 i wszędzie gdzie dyskutowano katastrofę. Końcówka skrzydła nie tylko nie wylądowała tam po oderwaniu od reszty skrzydła w odległości 10-12 m, jak chce Binienda, ale poleciała 130m, jeszcze dalej niż jej odpowiednik smoleński. Dalej, manipulował grubością skrzydła. Wzięte z kapelusza wymiary blach aluminiowych (zwł. grubość) były jak teraz wiemy 3 do 4 razy za duże. 

Wszyscy eksperci zespołu sejmowego, wraz z dr. Nowaczykiem, Szuladzińskim i Gajewskim, nie ustają w zaświadczaniu nieprawdy nt. tego jaki spadek powoduje większe rany i mniejszą przeżywalność pasażerów - normalny czy do góry kołami. Od kiedy o tym wiedzieli, że odwrócony a wciskali kit, że normalny?

Wszystko, czego ima się pan Antoni Macierewicz, jak napisal jeden z komentatorów, zaczyna się groźnie, a kończy farsą. Czy nie dałoby się bez tego wszystkiego obejść? Zaczynam doceniać sens sugestii dr. Macieja Laska, aby ZP przeprosił i się rozwiązał. 

 

INNI PISZA:

Oto_klamstwo_smolenskie

Prof__Jacek_Ronda____jajcarz__sezonu__Dziekuje__profesorze

Smolenskie__The_Best_Of___czyli_najwieksze_przeboje_prof_Rondy

Protokoly_z_przesluchan_ekspertow_Macierewicza

Gajewski-macierewicz-instrukcja-icao-klamstwa

Bezkarne-oszustwa-w-aureoli-instytucji-sejmu

 

 

YKW W PROGRAMIE LISA "NA ZYWO" 21.10.13 

vimeo.com/channels/fizykasmolenska - WIDEO

 

Obluda-i-klamstwo-to-macierewicz-dal-rondzie-falszywki - Onet

Prof__Artymowicz_o_konferencji_zespolu_Macierewicza - GW

Nie-bedzie-konca-przemyslu-smolenskiego-newsweek-pl  - Newsweek

 

Nazywam się Paweł Artymowicz, ale wolę tu występować jako YKW. Moje wyniki zatwierdził w 2018 r. i podał za wzór W. Biniendzie jako wiarygodne wódz J. Kaczyński (naprawdę! oto link). Latam wzdłuż i wszerz kontynentu amerykańskiego (link do mapki), w 2019 r. 40 godz. za sterami, ok. 10 tys. km; Jestem niezłym (link), szeroko cytowanym profesorem fizyki i astrofizyki [link] (zestawienie ze znanymi osobami poniżej). Kilka krajów nadało mi najwyższe stopnie naukowe. Ale cóż, że byłem stypendystą Hubble'a (prestiżowa pozycja fundowana przez NASA) jeśli nie umiałbym nic policzyć i rozwikłać części "zagadki smoleńskiej". To co mówię i liczę wybroni się samo. Nie mieszam się do polityki, ale gdy polityka zaczyna gwałcić fizykę, a na dodatek moje ulubione hobby - latanie, to bronię tych drugich, obnażając różne obrażające je teorie z zakresu "fizyki smoleńskiej". Zwracam się do was per "drogi nicku" lub per pan/pani jeśli się podpisujecie nazwiskiem. Zapraszam do obejrzenia wywiadów i felietonów w artykule biograficznym wiki. Uzupełnienie o wskaźnikach naukowych w 2014 (za Google Scholar): Mam wysoki indeks Hirscha h=30, i10=41, oraz ponad 4 razy więcej cytowań na pracę niż średnia w mojej dziedzinie - fizyce. Moja liczba cytowań to ponad 4100 [obecnie 7500+, h=35]. Dla porównania, prof. Binienda miał wtedy dużo niższy wskaźnik h=14,  900 cytowań oraz 1.2 razy średnią liczbę cytowań na pracę w dziedzinie inżynierii. Inni zamachiści (Nowaczyk, Berczyński, Szuladzinski, Rońda i in. 'profesorowie') są kompletnie nieznaczący w nauce/inż. Częściowe  archiwum: http://fizyka-smolenska.blogspot.com. Prowadziłem też blog http://pawelartymowicz.natemat.pl. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka